środa, 25 września 2013

DZIEŃ 7 (08.08.2013, czwartek) "Kraina idealnej ciszy i spokoju. Droga do ostatniego check-pointu."

 

TRASA: Lidzbark Warmiński -> Stoczek Klasztorny -> Kiwity -> Bisztynek -> Sątopy Samulewo ---> pociągiem do:  -> OLSZTYN

 

źródło: maps.google.com

Można by rzec: dzień jak co dzień (co dzień w innym miejscu) - wstajemy, ogarniamy się (dziś pani właścicielka wydaje się być bardziej miła i rozmowna, nawet częstuje mnie ogórkami do śniadania) i dalej, ku przygodzie! :) Póki co, do centrum, gdzie wchodzimy na chwilkę do bardzo ładnego kościoła św. Piotra i Pawła, potem kierujemy się w stronę zamku. I tu cenna wiadomość dla biednych studentów: w czwartki zwiedzanie zamku w Lidzbarku Warmińskim jest za free ;). My się skusiliśmy na dodatkowo płatne wejście na wieżę, ale widoczki z góry były całkiem fajne.



Robimy zdjęcia ledwo żyjącym aparatem (bo z ledwo żyjącymi bateriami), Małysz rozmawia z panią przewodnik o studenckim Lublinie :), a czas znowu zbyt szybko upływa! Dziś planujemy powrót do ulubionego przystanku kolejowego - Sątopy Samulewo, skąd pociągiem dojedziemy do Olsztyna, ale po drodze chcemy jeszcze dojechać w jedno miejsce...
To miejsce to jakieś 2-3 km od głównej trasy (pkt B na mapie), po drodze wiejski sklepik, żółte mury klasztoru, przepełniony kolorami ogród, niesamowity spokój i cisza....czyli w dwóch słowach: Stoczek Klasztorny. Oprócz walorów maksymalnego wyciszenia i oderwania od idiotyzmów dzisiejszego świata to miejsce jest słynne również jako Sanktuarium Matki Pokoju oraz dawne więzienie Prymasa Polski - kard. S.Wyszyńskiego.



Taka refleksja nad życiem :)


 Zdjęcia poniżej zrobione w celi, w której więziony był kard. Wyszyński




Po ok. godzinie spędzonej w Stoczku wracamy do gonitwy naszej wyprawy :-). Podróż do Sątop przebiega bardzo sprawnie, jesteśmy trochę przed czasem, pociąg się spóźnia, temperatura nie spada, a w końcowym efekcie wygląda to tak:

W końcu jeeest! Jedzie nasz szynobus, bez większych problemów wpakowujemy rowery do środka, siadamy wygodnie (ktoś nawet urządza sobie drzemkę :) ), jakieś 40 minut i już Olsztyn Główny! Standardowo jezdnią zmierzamy do centrum miasta, co niestety nie podoba się niektórym kierowcom. Sorrencjo, noł ader opszyn. Przed wejściem na stare miasto schodzimy z rowerów i udajemy się do najważniejszego punktu wycieczki - informacja turystyczna <3. Dalej chodzimy po starym mieście szukając jakiegoś jedzenia i w końcu po długich poszukiwaniach trafiamy na obiad do "Hammurabiego" ;) - mają bardzo spoko makaron - polecam, Magdalena. Spotkaliśmy tam kolejnych szaleńców rowerowych (mieliśmy sporo czasu na rozmowę, bo akurat przeszła jakaś nawałnica: pioruny, ulewa i takie tam zjawiska, których mieliśmy szczęście bezpośrednio nie doświadczyć :))- o ile dobrze pamiętam jechali z Koszalina, jakieś 2 tygodnie, nocowali pod namiotami, także dość spory bagaż no i codziennie zabawa z rozkładaniem tego wszystkiego. Zwyczajne rowerki, żadnych udziwnionych sprzętów - ogarnęli system bez problemu! A więc czasem chcieć to móc :-). Następnym punktem naszego programu dnia dzisiejszego (który tworzył się bardzo spontanicznie) był meldunek w miejscu noclegu, a więc kierunek: schronisko młodzieżowe. Wszystko spoko, dobre warunki, zniżki dla studentów, no tylko pierwszy raz spotkaliśmy się z czymś takim jak opłata za rower. Wcześniej jakoś nie zwracali na to uwagi. No, ale mniejsza o to i tak spoko ceny jak na środek lata, centrum Olsztyna, łazienkę na 2 pokoje i kuchnię do dyspozycji. Po wstępnym rozpakowaniu szybki prysznic i na miastoo!
Zmęczone nogi Małysza po wejściu na 2. piętro schroniska :D

Olsztyn wieczorową porą:




Przejechanych: 42,03 km  ||  W sumie: 495,43 km

W czasie: 2:06:51  ||  W sumie: 24:53

Średnia prędkość: 19,8 km/h

Max prędkość: 39,5 km/h

Spalonych: 667 kcal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz