TRASA: Lidzbark Warmiński -> Stoczek Klasztorny -> Kiwity -> Bisztynek -> Sątopy Samulewo ---> pociągiem do: -> OLSZTYN
źródło: maps.google.com |
Robimy zdjęcia ledwo żyjącym aparatem (bo z ledwo żyjącymi bateriami), Małysz rozmawia z panią przewodnik o studenckim Lublinie :), a czas znowu zbyt szybko upływa! Dziś planujemy powrót do ulubionego przystanku kolejowego - Sątopy Samulewo, skąd pociągiem dojedziemy do Olsztyna, ale po drodze chcemy jeszcze dojechać w jedno miejsce...
To miejsce to jakieś 2-3 km od głównej trasy (pkt B na mapie), po drodze wiejski sklepik, żółte mury klasztoru, przepełniony kolorami ogród, niesamowity spokój i cisza....czyli w dwóch słowach: Stoczek Klasztorny. Oprócz walorów maksymalnego wyciszenia i oderwania od idiotyzmów dzisiejszego świata to miejsce jest słynne również jako Sanktuarium Matki Pokoju oraz dawne więzienie Prymasa Polski - kard. S.Wyszyńskiego.
Taka refleksja nad życiem :) |
Po ok. godzinie spędzonej w Stoczku wracamy do gonitwy naszej wyprawy :-). Podróż do Sątop przebiega bardzo sprawnie, jesteśmy trochę przed czasem, pociąg się spóźnia, temperatura nie spada, a w końcowym efekcie wygląda to tak:
W końcu jeeest! Jedzie nasz szynobus, bez większych problemów wpakowujemy rowery do środka, siadamy wygodnie (ktoś nawet urządza sobie drzemkę :) ), jakieś 40 minut i już Olsztyn Główny! Standardowo jezdnią zmierzamy do centrum miasta, co niestety nie podoba się niektórym kierowcom. Sorrencjo, noł ader opszyn. Przed wejściem na stare miasto schodzimy z rowerów i udajemy się do najważniejszego punktu wycieczki - informacja turystyczna <3. Dalej chodzimy po starym mieście szukając jakiegoś jedzenia i w końcu po długich poszukiwaniach trafiamy na obiad do "Hammurabiego" ;) - mają bardzo spoko makaron - polecam, Magdalena. Spotkaliśmy tam kolejnych szaleńców rowerowych (mieliśmy sporo czasu na rozmowę, bo akurat przeszła jakaś nawałnica: pioruny, ulewa i takie tam zjawiska, których mieliśmy szczęście bezpośrednio nie doświadczyć :))- o ile dobrze pamiętam jechali z Koszalina, jakieś 2 tygodnie, nocowali pod namiotami, także dość spory bagaż no i codziennie zabawa z rozkładaniem tego wszystkiego. Zwyczajne rowerki, żadnych udziwnionych sprzętów - ogarnęli system bez problemu! A więc czasem chcieć to móc :-). Następnym punktem naszego programu dnia dzisiejszego (który tworzył się bardzo spontanicznie) był meldunek w miejscu noclegu, a więc kierunek: schronisko młodzieżowe. Wszystko spoko, dobre warunki, zniżki dla studentów, no tylko pierwszy raz spotkaliśmy się z czymś takim jak opłata za rower. Wcześniej jakoś nie zwracali na to uwagi. No, ale mniejsza o to i tak spoko ceny jak na środek lata, centrum Olsztyna, łazienkę na 2 pokoje i kuchnię do dyspozycji. Po wstępnym rozpakowaniu szybki prysznic i na miastoo!
Zmęczone nogi Małysza po wejściu na 2. piętro schroniska :D |
Olsztyn wieczorową porą:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz