TRASA: Wiżajny -> Bolcie (trójstyk granic Wisztyniec) -> Żytkiejmy -> Stańczyki -> Dubieninki -> Gołdap
|
źródło: maps.google.com |
Kolejny dzień wita nas szarą, deszczową pogodą. Ten widok oraz perspektywa ciągu dalszego gór Sudawskich nie zachęca do wstania z łóżka. Ja uzupełniam notatki z podróży, Łukasz robi śniadanko :).
Dopiero ok. 9:30 zaczynam się ogarniać do drogi, to wszystko idzie w powolnym tempie, pogoda odbiera nam motywację, no ale w końcu ruszamy! W okolicy kupujemy regionalne sery, robimy zakupy, jemy drugie śniadanie i rozmawiamy z dopiero co poznanymi rowerzystami z Warszawy (w pamięci utkwiła mi koszulka u jednego z nich: wkreceni.pl :)) - udają się na Litwę. Pogoda się poprawia - wychodzi słoneczko, a więc nie ma na co czekać. Przejeżdżamy kilka kilometrów i jesteśmy w kolejnym check-pointcie naszej wyprawy - trójstyk granic Wisztyniec, czyli miejsce, w którym stykają się granice Polski, Litwy i Rosji. Fajna sprawa, można sobie zrobić zdjęcie, być w dwóch miejscach w tym samym czasie i...dostać mandat za przekroczenie granic: Polsko-Rosyjskiej i Litewsko-Rosyjskiej. Czujne oko rosyjskiej kamery zamontowanej na drzewie dostrzeże każdego niesfornego turystę zamierzającego zrobić sobie focię z miną nr 4 "takie tam w Rosji".
|
Jeszcze tylko przeprawa przez budkę z biletami wstępu na pole. |
|
Czujne oko BB |
|
Ostrzeżenie nr 1 |
|
Ostrzeżenie nr 2 |
|
Litwa! |
|
Jednak najbardziej podoba nam się w Polsce. |
Jedziemy dalej. Żytkiejmy. Tu zatrzymujemy się dosłownie na sekundkę. Niestety nie udaje nam się znaleźć dawnego dworca PKP, a więc obieramy kierunek: Stańczyki! Odbijamy ok. 1 km na wschód i nagle: " O k***a, ale widok!" - powiedział Małysz :D :D. Taka mniej więcej była nasz reakcja na to co zobaczyliśmy, czyli nieczynne już mosty kolejowe (od 1945r.), najwyższe w Polsce, wzorowane na rzymskich akweduktach w
Pont du Gard. Obowiązkowo wchodzimy na górę, podziwiamy widoczki i zamknięty na czas remontu, bliźniaczy most. W drodze powrotnej robimy sobie zdjęcia na tle pobliskiego jeziorka.
|
Widok z dołu. |
|
I po wejściu na górę. |
To wszystko zabiera nam trochę czasu, a więc bez większych postojów zmierzamy ku Gołdapi. Ok. 20:00 jesteśmy na miejscu. Na powitanie pojawia się znak B-9 "zakaz wjazdu rowerów" <3. No to odbijamy na niezbyt przyjemną dla cargo-rowerów ścieżkę tylko po to, żeby z niej zjechać na najbliższym skrzyżowaniu ;]. Bez problemu znajdujemy ulicę, przy której mamy zaklepany nocleg, ale korzystając z resztek światła dziennego jedziemy do centrum, żeby zjeść cokolwiek przypominającego obiad i co nieco zobaczyć. Po konsultacji z bardzo przyjaznymi tubylcami ostatecznie udajemy się na pizzę. Potem idziemy do parku z fontannami, gdzie dowiadujemy się o uzdrowiskowym charakterze tego miasta i poznajemy nowego kolegę :-). Potem już wracamy na nasz nocleg, gdzie spotykamy bardzo sympatycznych ludzi - zarówno właścicielka jak i sąsiedzi z pokoju naprzeciwko. Mega pozytyw. Nawet okazało się, że mamy wspólnych znajomych. Echh, ten Transport...;). Mój największy ból pobytu w Gołdapi: nie spróbowałam kartacza - regionalnego pyzo-pieroga. Jako, że wczoraj było święto tejże potrawy to dziś wszystkie punkty gastro świeciły pustkami. No i mi wyjedli wszystko. Taka sytuacja :'(
|
Nowy kolega z Gołdapi :-) |
|
Takie fikuśne fontanny. |
|
"Piwoniada. O smaku piwa i cytryny" |
Przejechanych: 56,11 km || W sumie: 264,92 km
W czasie: 2:55:33 || W sumie: 13:15
Średnia prędkość: 19,1 km/h
Max prędkość: 51,4 km/h
Spalonych: 936 kcal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz